czwartek, 28 lutego 2013

Dużo = ładnie

Tak szybciutko - dwa zdjęcia zrobione, kiedy miała w domu dużo zakładek.
No dobrze, nadal mam dużo, ale to już jest mniej dużo, bo ostatnio kilka powędrowało w świat.
Najpierw komplet na stole:


wtorek, 26 lutego 2013

Skośnie

Tytuł oddaje to, co wspólne w prezentowanych niżej zakładkach. Wszystkie z grubsza z jednego okresu, choć niekoniecznie robione jedna po drugiej (to już by było nudne przecież). Spodobał mi się taki nieco inny skos. Najpierw wariacja ze znanym już motywem asymetrycznym.


Potem wariacja na temat wariacji czyli inna wersja asymetrii :):


A potem inne wersje tych skosów :): Bladożółte romby wyszły interesująco.



I asymetryczne trójkątne razem.


Ta środkowa chyba jest najciekawsza.
Kolory za to takie tęskniące za wiosną. Trochę kojarzą mi się z Rzymem. Freskami. Pewnie na bazie wielkopostnej lektury: "Rzymskie pasje" Hanny Suchockiej. Pojechałabym do Rzymu... i to na dłużej. Ale na razie za tydzień wyjeżdża tam najmłodszy członek naszej rodziny...

Jeszcze uaktualniamy

Napisałam niedawno, że już doszłam do zakładek "na stanie". Ale to się przez ostatni weekend zmieniło. Pozytywnie - to znaczy kilka zakładek znowu powędrowało w świat. Na przykład ta:

Taka optymistyczna :)

Ta z kolei zakładka powstała z bajkowych inspiracji - dzieci namówiły mnie na oglądanie Roszponki... Może ktoś się dopatrzy tu architektury zamkowej :-D Choć nie do końca wyszła zgodnie z zamiarami. W zasadzie to często tak jest, że pomysł rozwija się w trakcie pracy.


Kolejna praca też ma coś wspólnego z tą "architekturą".


A potem wszystkie trzy w komplecie. Lubię robić takie zdjęcia mniej lub bardziej zgranymi kompletami ;-) Czasem są ciekawsze od zdjęć pojedynczych.


A dzisiaj dałam plamę (mówiąc językiem potocznym) i kompletnie zapomniałam o zrobieniu zakładkowego prezentu. A mógłby się spodobać i byłby na miejscu... Ale to tak jak z ciętymi ripostami, które przychodzą do głowy dwie godziny za późno. Pozostaje zaakceptować swoje niedoskonałości, nie ma wyjścia. I postarać się o większą bystrość na przyszłość - która nie wiadomo czy (a jeżeli tak, to kiedy) nastąpi w przypadku tych konkretnych osób.

środa, 20 lutego 2013

Dobijam

Koncerty (wszystkie trzy) były bardzo udane. Wyciągnęłam wczoraj na ich konto jubileuszowy śpiewnik WGB (z autografami, a jakże) i może jakoś namówię panny, aby się bardziej w tym kierunku rozwinęły....
A z wstawianiem fotografii "rękodzieła" powoli dobijam do bycia na bieżąco. Jeszcze trochę... A dot ego te zakładki, których zdjęcia teraz będę wklejać jeszcze mam w domu. W ogóle mam teraz taki rzadki miły moment, kiedy tych zakładek jest duuużo.
Najpierw powrót do motywu, który już się w ciut innej wersji pojawił wcześniej i na pewno jeszcze się pojawi, z jakimiś urozmaiceniami, bo mi się podoba i sympatycznie się toto haftuje :)



Podobne, ale absolutnie nie takie same, robiłam latem i jeszcze wcześniej.

A potem takie "klasyczne" trochę (ale nie bardzo) zwariowane skosiki. Zawsze mnie intryguje, że tak niechcący wychodzą takie gwiazdki na środku kwadratów. I jakoś mi się nie nudzą.


No i motyw drogi. Albo rzeki, jak kto woli.
A przy okazji znowu przypomniałam sobie że nie mam zdjęcia jednaj z ciekawszych zakładek, które powstały ostatniej jesieni :( Też jakoś do tego motywu nawiązywała i do tego był ładniejsza. No trudno, nic już na to nie poradzę.



sobota, 16 lutego 2013

Koncertowo

Koncertowo to nam jest od wczoraj. Wczoraj byliśmy z mężem w Filharmonii (tydzień temu udało się to hurtem cała piątką!), dziś koncert szkół muzycznych (dwoje naszych w dwóch orkiestrach), jutro koncert ulubionych zespołów poetycko-turystycznych, jeśli to tak można określić, Idziemy z jednym dziecięciem, pozostałe uznały, że nie mają ochoty (co jest korzystne dla naszego budżetu). Z nostalgią wspominam zimę/zimy, kiedy to w różnych konfiguracjach udawało nam się bywać w Filharmonii regularnie, choć nie co tydzień. A teraz albo termin nie pasuje, albo biletów niet ;]. Nie można mieć wszystkiego... W każdym razie dziś po głowie chodzi mi Vangelis na przemian z Carmen i chyba naprawdę można iść spać... Nawet się poumartwiałam, prasowanie zrobione...
A z uzupełniania galerii zakładek czas na kolejne cieniowania...






Ta powyżej jest teraz w mojej podręcznej Biblii, bardzo ją lubię ale ciągle zapominam uzupełnić jedno zgubione "okienko". Dwa dni temu zrobiłam kolejną faworytkę, ale do niej jeszcze trochę galerii trzeba uzupełnić...


Jeszcze jedna...


A ta, inna zdecydowanie, powstawała, gdy oglądałam namiętnie "Doktora Who". I naprawdę bardzo się starałam usuwać wszelkie podobieństwa do Daleków, maszyn, robotów etc... i chyba ciągle mi to nie wychodziło :D Ale jest taka nieco zimowa i techniczna...

poniedziałek, 11 lutego 2013

Cieniowane (a obok dzieje się historia)

Niewątpliwie trudno stwierdzić, czy bardziej historyczny jest/będzie dzień dzisiejszy czy też 28 lutego br. Podejrzewam, że do podręczników przejdzie jednak ta druga data - o ile za jakieś 100 lat  będą wciąż powstawać nowe podręczniki. W każdym razie choć miało być tylko o robótkach, nie sposób nie odnotować dzisiejszego dnia.

-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-

To już na pewno widać, że robię zakładki seriami. Podobają mi się cieniowania, a taka jedna niewielka zakładka to za mało, by się nimi nacieszyć.  I tak powstają całe serie nieco podobne, ale przecież inne.

niedziela, 10 lutego 2013

Kwiatki w lutym

Wczoraj wędrując po różnych stronach odkryłam rozmaite ciekawe rzeczy (na przykład poradnik pisania bloga - płatny!!!). Hitem okazały się kwiaty kusudama. Prościutkie i efektowne, więc zaraz spróbowałam jak się robi.

Wracających do domu domowników witało pytanie - "widziałeś/aś co wyciągnęłam z Internetu?"
nietypowym kwiatkiem zakwitła haworsja:


Jeszcze bardziej nietypowy okazał się aloes:


i wilczomlecz.

Jak będę miała trochę czasu, spróbuję zrobić z takich kwiatków całą kul.ę. Tęskno mi już za wiosną po prostu.




sobota, 9 lutego 2013

Jesiennie wiosennie

 Tak jakoś właśnie było ostatniej jesieni. I powstały takie oto drobiazgi:





 Lubię takie kwiatuszki i chyba jeszcze do nich nie raz (i nie dwa) wrócę. A tuż przed kwiatkami powstało dzieło w oranżach na specjalne zamówienie (kolorystyczne). Mam nadzieję, że M. nadal ta zakładka cieszy :). Bardzo miło się nad nią pracowało z myślą o konkretnej osobie.


I tylko tyle pisania dzisiaj, bo jeszcze muszę skończyć tort. Kawowy jak zwykle...

piątek, 8 lutego 2013

To było w wakacje

Gdy przeglądam te zdjęcia, dochodzę do wniosku, że miałam pracowite wakacje... I zaczynam się zastanawiać kiedy zdołałam tyle tych zakładek zrobić, skoro jednocześnie naprawdę intensywne pracowałam, aby móc wyjechać w góry w zaplanowanym czasie. Widać było to możliwe...





Jakoś ostatnio brąz to "nie mój" kolor i coraz mniej mam brązów w szafie... Ale te dwie zakładki zamieszczone wyżej podobały mi się i sprawiły mi wielką frajdę.
No i ten niesymetryczny wzór wrócił. Przy takim ułożeniu kojarzy się z górami oczywiście.


W Krościenku  odkryłam w tym roku wielkie bogactwo kolorów muliny w baaardzo przystępnej cenie - chyba najtaniej w Polsce tam było :) Można było dobierać różne odcienie, spodobały mi się takie mało jaskrawe, rozmyte. No i trochę ich kupiłam....


A tutaj znowu motyw literek :) i delikatne pastele...


Spotkanie z R. zaowocowało takimi oto dwiema zakładkami. Po chińsku światło - życie. Czerwona zakładka (mam nadzieję) wędruje po świecie razem z właścicielem, dla którego została zrobiona w prezencie, a ta ciemniejsza wylądowała w Szymanowie. No i okazało się, że nie zrobiłam zdjęcia zakładki, która poleciała z R. do Azji... a była w ciekawych odcieniach różowo-łososiowych, pamiętam, że świetnie pasowała do poncho, które R. nosiła w chłodne dni.



Te dwie zakładki haftowałam już w Zakopanem, w ramach odpoczynku po tatrzańskich szlakach. Tam też powstała ostatnie z dziś wklejanych - to żółte to wbrew pozorom nie są wybrakowane kwadraciki, tylko kwiatki...


wtorek, 5 lutego 2013

Coraz bliżej teraźniejszości

Kolejne fotografie to moje wytwory (żeby nie powiedzieć dzieła) przedwakacyjne (wiosna i początek lata 2012). Cieniowania, które tu się pojawiają nadal mi się podobają i powracają w kolejnych odsłonach, co - mam nadzieję - będzie widać  później.Najpierw bardziej kolorowo. Rozumiem już dlaczego osoby prezentujące na blogach jakieś swoje wyroby tak często narzekają na kolory zdjęć.


A potem cieniowana bardziej i mniej wyraziste:





W planach było "pozatykanie" tych czerwonych kwadratów za niebieskie paski, ot takie złudzenie trójwymiarowości. Efekt mnie nie zachwycił... Ale kiedy pewnej osobie przyszło do wybierania zakładki dla siebie, bez wahania i bez zastanowienia sięgnęła po tę właśnie. I tak oto uczę się nie narzekać, że co nie wyszło - de gustibus itd. :)
Byliśmy dziś w kinie na "Les Miserables" - zdecydowanie odrzuca mnie polska wersja tytułu książki i filmu - pewnie wynika to z przesunięcia się znaczeń wyrazów. Nędznik brzmi dla mnie pejoratywnie, choć mam świadomość, że w II połowie XIX w. było inaczej. Mam głowę jeszcze pełną obrazów z filmu, a uszy muzyki.  Czy film się podobał - tak, świetnie zrobiony, choć oczywiście nieco upraszczający. Ale to w końcu musical przecież. Jeden motyw z bardzo malarskich obrazów filmu nadaje się na zakładkę - zobaczymy czy się uda to zrealizować.Czasem takie noszone w sobie obrazy przeradzają się w dość udane rzeczy, a czasem wykonanie nie dorasta do pięt wyobraźni...
Ale tymczasem dwie kolejne przedwakacyjne czy też wczesnowakacyjne zakładki. Właścicielka tej pierwszej odwiedzi nas za dwa dni, ciekawa jestem czy nadal jej się podoba. Na zdjęciu chyba nie do końca widać, że to pozorne złotawe tło nie jest jednolite. A ta na brązowym tle powstała z zachwytu nad tymi właśnie kolorami. Takimi nieostrymi.




poniedziałek, 4 lutego 2013

Znowu historycznie


Ale z tej historii najbliższej. Czyli dalszy katalog prac wykonanych :).
Najpierw dwa podobne zdjęcia (wszystkie tutaj gdzieś z jesieni 2011 r.)




sobota, 2 lutego 2013

Karnawałowo

Lubię tańczyć. Lubię dobre zabawy. Nie cierpię jednak przebieranek. Pewnie dlatego, że kompletnie nie mam talentu w tym kierunku. Nie potrafię wymyślać strojów, kombinować. W dzieciństwie zaliczyłam kilka balów przebierańców, ale tu o stroje martwili się raczej rodzice, potem przez wiele lat miałam spokój. Chyba już po studiach był wielki bal przebierańców w DA - obyłam się strojem á la Cyganka, ze srebrnymi bransoletkami w charakterze kolczyków. Imprezy dzieci i z dziećmi nadrabiałam konceptem - a to kwiatki  czy gwiazdki naszyte na sukienkę, a to kapelusze muchomorów dla całej rodziny... Każda wzmianka o balu z przebieraniem wywołuje u mnie mimowolny jęk. A choć dzieci w 2/3 można powiedzieć dorosłe, to ja oczywiście jestem pierwszą instancją jeśli chodzi o problem "muszę się przebrać" ("Znooowu?").
Bardzo więc byłam dumna z maski kota, którą wykombinowałam przed dwoma tygodniami w ramach pomocy zabieganej maturzystce. Zdjęcia nie będzie z szacunku dla prywatności (szaleje na studniówce właśnie, więc nie mogę zapytać o ew. pozwolenie).
Dziś za to skończyłam robić maski - jako że tym razem to my z mężem wybieramy się na bal. Ponieważ maska na gumce czy wstążce jednak psuje fryzurę, zdecydowałam się na maski na patyku (mówiąc niefachowo). Kiedyś może rozpiszę konkurs - trzeba będzie zgadnąć z czego te patyki... :)



A z lampą wyglądają tak:


Dzieciom się podobają... 
W sumie oczywiście są nieco ładniejsze niż na zdjęciach, pobłyskują brokatem i złotymi perełkami... Fajna zabawa takie maski...

piątek, 1 lutego 2013

C.D.

No, to jest najprostszy tytuł. Nadal historyczna część wykonanych prac...
Najpierw taki zestaw, nie do końca wykonany w czasie robienia zdjęcia. Pamiętam, że haftowałam te zakładki w Zakopanem, w ramach przerw w chodzeniu po górach. To musiało być chyba  lato 2011. Wymyśliły mi się wtedy takie zakładki witrażowe i pierwszy (i na razie ostatni) raz powstały egzemplarze białe.warto by wrócić kiedyś do tego pomysłu.


Kolejny zestaw jest bardziej tradycyjny. Na drugiej zakładce od góry wyszło coś  co nieodmiennie kojarzy mi się z chrząszczem jelonkiem - choć oczywiście nie o chrząszcza mi chodziło :)


Tu zestaw podobny, za to z labiryntem. Na zakładce pierwszej z prawej kolorowe paski miały się przewijać i plątać, pojawiać i znikać. No i wyszło tak pstrokato, ale zabawa była przednia.


A czwarte z dziś wstawianych zdjęć to dwie z moich ulubionych zakładek - obie znalazły bardzo szacowne właścicielki. Zestaw nici w różnych odcieniach szarozielonego czy szaroniebieskiego koloru nie mógł w zasadzie znaleźć innego wyrazu...

Najpierw powstała ta zakładka dolna, jeszcze niedoskonała, (ta niepotrzebna w sumie zielona górka), ale za to z nawiązaniem biblijnym (z wysoka Wschodzące Słońca - tak mi się skojarzyło). A te drugie góry znalazły właścicielkę dopiero latem 2012 - za to z ogromnym entuzjazmem zostały przyjęte. A mnie zostały tylko zdjęcia - i tęsknota, żeby znowu pojechać w Tatry. A to jeszcze nieprędko.